„Kiedyś był tu koniec świata”, Florian Klenk

Przyszłość dziennikarstwa tkwi w reportażach. Chociaż codziennie docierają do nas setki wiadomości z radia, prasy, internetu i telewizji, to są to tylko namiastki rzetelnych informacji, które wyjaśniają nam świat, mówiąc, co jest prawdą, a co kłamstwem. Taką umiejętność według mnie wciąż posiadają jeszcze rasowi reportażyści. Do nich z całą pewnością należy austriacki dziennikarz Florian Klenk, autor książki „Kiedyś był tu koniec świata”, opublikowanej nakładem Wydawnictwa Czarne.

Klenk to laureat wielu prestiżowych nagród dziennikarskich, m.in. Nagrody im. Clausa Gatterera oraz European Journalism Prize Writing for CEE, przyznawanej za teksty dziennikarskie o Europie Środkowej i Wschodniej. Właśnie tym rejonom poświęcony jest reportaż „Kiedyś był tu koniec świata”. Szczególnie ważne, w kontekście tego, co dzieje się obecnie na kijowskim Majdanie, są refleksje Klenka poświęcone Ukrainie. W reportażu „Podróż do granic Schengen” autor pisze m.in. o obozie dla uchodźców położonym na Zakarpaciu, pięć godzin jazdy samochodem od Wiednia. To właśnie tam przetrzymywani są Hindusi, Pakistańczycy i przedstawiciele innych narodowości – ludzie, którzy próbowali nielegalnie przedostać się do Unii Europejskiej. Teraz muszą żyć, na granicy wegetacji, w obozie otoczonym kolczastym drutem, wysłuchując rozkazów ukraińskich wartowników. W barakach sanitarnych nie ma prądu, więźniowie spacerują okryci wełnianymi płaszczami i kocami, przyglądając się światu nieobecnym wzrokiem. Klenk pisze: Europa potrzebuje granicy. A ta musi być strzeżona, inaczej by nią nie była. Tu, gdzie przebiega nowa granica Schengen – przesunięta na wschód, w stronę biedy – trzeba sobie postawić pytania zasadnicze: Na co może sobie pozwolić społeczeństwo otwarte? Czy Unia powinna przerzucać problemy z migrantami na kompletnie przeciążonych sąsiadów, by chronić własne terytorium? Czy jesteśmy odpowiedzialni za nędzę tych, których tu przetrzymujemy?

Ciąg dalszy (Kafeteria.pl)